Niebo gwiaździste nade mną – rytuały jako ucieleśnianie znaczeń

Wychodzimy z kaplicy cmentarnej. Słońce rozświetla ścieżkę i czule ogrzewa twarze i dłonie wymarznięte w zimnym wnętrzu („Mówi się, że osoby, które kochają pieski, mają na pogrzebie ładną pogodę” – powie później z uśmiechem jedna z pań). Droga do grobu zajmuje około dziesięciu minut, ale nikt nie ponagla. Nie ma karawanu. Urnę, zdjęcia i doniczki z kwitnącymi hiacyntami niosą bliscy. Z saksofonu leniwie płynie w powietrze „Anielski orszak” i „St. James Infirmary” Armstronga. Jest w tej niespieszności, w tym spokojnym wędrowaniu coś czułego. Droga nie tylko jako sposób dostania się „dokądś”, do miejsca pochówku, ale też doświadczenie samo w sobie, współdzielone przez osoby uczestniczące w pożegnaniu. Połączenie intencją, ale też słońcem, przemieszczaniem się, muzyką.
Takich zakorzenionych w ciele doświadczeń jest tego dnia więcej. Ostro zakończone gałązki „maiku”, na których dłonie kolejnych osób dowiązują cierpliwie barwne szydełkowe kwiaty. Głosy połączone we wspólnym śpiewie. Ułożone obok siebie zdjęcia Basi, filiżanka, z której pijała kawę, fiolki perfum… Krążący między ludźmi malowany kamień, zapraszający do dzielenia się wspomnieniami. I inne kamyki, na których kolorowymi flamastrami malowane są serca i pejzaże, i ukochane Basi psy. A potem jeszcze cicha wędrówka na wyniesione ponad odgłosy miasta wzgórze i układanie tych kamyków pod potężnym podwójnym dębem pośród gwiaździstej, lutowej nocy. W tym wszystkim zaś rozmowy, dużo pięknych rozmów o ludziach i drzewach, o pożegnaniach, o splataniu się dawnego i obecnego.
Rytuały są ucieleśnianiem sensów. Ich praktykowaniem. Próbą zawarcia niewidzialnego w dającej się pochwycić wzrokiem, słuchem i dotykiem formie. Korzystają z tego, że jesteśmy wprawdzie jak powiedziałby Kartezjusz „res cogitans” – rzeczami myślącymi, ale jednak nie sposób oddzielić w nas tego, co myślące od fizyczności, od zmysłów, od osadzenia w czasie i przestrzeni. Jesteśmy też rzeczami zanurzonymi w świecie innych rzeczy i właśnie poprzez ciało wchodzącymi z nimi w relację. Rytuały pomagają tę relację tworzyć i podtrzymywać. Korzystają z gestów, praktyk i obrazów tak starych jak kultura. Rozpalanie i gaszenie. Zaplatanie i rozplatanie. Otwieranie i zamykanie. Przekazywanie z rąk do rąk. Dzielenie się jedzeniem. Wstępowanie w ciemność i powracanie z niej. Obchodzenie, okrążanie, korowodowy taniec. Śpiew. Dawanie i przyjmowanie. Pozwolenie, by nasze ciała były tym, czym w istocie są. Nie przeszkodą w docieraniu do czegoś większego, wspanialszego, bardziej wzniosłego, ale łącznikiem ze światem umożliwiającym wchodzenie z nim w rozmowę.
Słowa mają znaczenie. Dzięki nim możemy opowiadać o tym, co dla nas ważne, spisywać myśli i uczucia, żartować, tworzyć baśnie i wiersze. Ale w obrzędach słowa są tylko częścią rzeczywistości: jedną z wielu składowych i z pewnością nie jedyną. Mogę przeczytać dziesiątki etnograficznych opisów o zielonej gałązce wieszanej u pułapu w środku zimy, farbowanych jajkach toczonych po mogiłach zmarłych, topieniu Marzanny czy o rozsypywaniu popiołu z ognisk kupalnych na pola. Dopiero jednak, gdy sama wezmę w rękę gałąź i jajko, i naręcze słomy na Marzannę, i popiół; kiedy powtórzę te działania i gesty, które wykonywano z ich pomocą przez wieki; kiedy pozwolę, żeby ciało podjęło się tej samej praktyki, która była udziałem wielu innych ludzi przede mną – poczuję i zrozumiem jej sens. Bo rytuały nie składają się z „czary-mary”, z fajerwerków, nagłych olśnień i oświeceń, ale z uważnego, intencjonalnego praktykowania, które łączy nas z innymi ludźmi i istotami, ze światem, z przeszłością.
Ten wymiar dotykalności, zakorzenienia obrzędów w ciele, ich połączenia z rzeczywistością zmysłową wydaje mi się szczególnie ważny w czasie, gdy rzeczywistość wirtualna zajmuje kolejne pola, wciągając nas coraz bardziej w świat cyfrowych symulakrów. W „Obrazie osobliwym” Joanna Tokarska-Bakir pisze o tym, że w myśli starożytnej (u Galena czy Empedoklesa), ale też w religijności ludowej to nie wzrok był uznawany za zmysł podstawowy, tylko dotyk. Fizyczne doświadczanie rzeczy w śmiertelnym świecie, w którym bodźce zewnętrzne nie zawsze odpowiadają naszym wyobrażeniom na ich temat, jest przynajmniej drobną przeciwwagą dla tego, co idealne, podporządkowane naszym oczekiwaniom i co tylko stwarza wrażenie prawdziwości. Rytuały nie są instagramowym contentem. Ich główną funkcją nie jest ładne wyglądanie i fotogeniczność. Nie mają być wydmuszką – pięknie zdobioną i pustą w środku, ale samym życiem pulsującym pod skorupką i włączającym nas w swój taniec.